Patrycja i Wojciech
· ślub i wesele w Gorlicach·
Zaczęło się niespiesznymi przygotowaniami Patrycji.
Mała przegryzka, piwo o smaku tequili, spokojne rozmowy. I brokat. Dużo brokatu. W tle słychać czasami przejeżdżający pociąg – jesteśmy zaraz obok torów. Sala nawiązuje wyglądem do kolejowej historii miejsca – są cegły, drewno i metal, wszystko w charakterze industrialnym.
Chwilę później zupełna zmiana klimatu.
Dom rodzinny Wojtka ukryty jest między łąkami i lasami. Na ogrodzie dzieci mają prawdziwy szałas i drewnianą huśtawkę, a na drzewach pysznią się owoce. Panowie dzielnie się przygotowują, ale za ostatnie szlify odpowiedzialna jest Mama.
Wracamy do Patrycji. W końcu pora na suknię – jest tak niesamowita, że nawet pies postanowił zrobić sobie z niej legowisko (trudno mu się dziwić). Reakcje Syna i Przyszłego Męża są jednoznaczne – mamy tu do czyniania z prawdziwym efektem „wow”. Nie brakuje też wzruszeń i chusteczek.
Do ołtarza prowadzi przejęty i dumny Tata. Nastrój jest wyraźnie doniosły. Mały powiernik pierścieni bezbłędnie odgrywa swoją rolę. Ostatnia modlitwa i uśmiechy nie schodą z twarzy Patrycji i Wojtka już do końca dnia.
Na weselu jest wszystko, czego moglibyśmy się spodziewać – przywitanie, przemowy, list gończy, życzenia, tort, wściekły dróżnik, toasty, sesja zdjęciowa przy świecach, sesja zdjęciowa szyneczki, tańce, pogaduszki, walka na balonowe miecze, muzyka na żywo i zgubione pantofelki.
Wspomnienia.